poniedziałek, 29 października 2012

008. NIE ZWIĄZANE

Siedziałam zapłakana w swoim pokoju wycierając nos chusteczką higieniczną. To właśnie dzisiaj. Wydarzenie na które czekałam już od kilku dobrych miesięcy, które planowałam z ogromnym zapałem. Przez patologiczną rodzinę moje marzenia niestety nie miały się spełnić. Matka cały czas płakała a ojciec pił. Nie miałam ani pieniędzy, ani pozwolenia na wyjazd. Wiedziałam, że jeżeli uciekłabym z domu miałabym niezłą karę. Pewnie przybyłoby mi kilka nowych siniaków. Ale nie mogłam pogodzić się z myślą, że gdy mój ulubiony zespół będzie grał koncert w Polsce ja będę siedziała w domu. Za kilka godzin Harry, Zayn, Liam, Niall i Louis mieli wyjść na scenę... na polską scenę. 
Przebrałam się w sukienkę w kwiatki i czarne mokasyny i pobiegłam do łazienki. Przemyłam zapłakaną twarz i pomalowałam się od nowa. Postanowiłam, że zrobię coś w kierunku spełniania swoich marzeń. Nie chciałam całego swojego życia zmarnować przez mało odpowiedzialnych rodziców. Oboje nie pracowali, ale dlatego iż chodzili na spotkania organizowane przez Urząd Pracy otrzymywali zasiłek. Skromny, ale jednak był, dlatego zawsze na ich koncie było parę groszy. Większa część szła na alkohol, ale zawsze co nie co zostawało. Znałam pin, nie raz kazali mi wypłacać i kupować im wódkę. Miałam plan i aby znaleźć się na koncercie musiałam zrobić kilka niedozwolonych rzeczy. Zeszłam po schodach na dół i z lodówki wzięłam kartę. Matka coś krzyczała, ale nawet jej nie słuchałam tylko wsunęłam potrzebną mi rzecz do małej torebki i wybiegłam z domu. Pobiegłam do bankomatu i wypłaciłam wszystko co było. Łącznie 350zł. Może wystarczy na jakiś bilet. Mieszkałam w Warszawie, gdzie właśnie miał odbyć się koncert, dlatego szybko dostałam się na miejsce. Pod halą stały tłumy dziewczyn. Całe tysiące. Piszczały i wykrzykiwały imiona chłopaków. Czułam się taka zagubiona, nie wiedziałam co mam robić, gdzie pójść. Wiedziałam zaś, że muszę być na tym koncercie. Kupiłam najtańszy bilet i weszłam do środka, kiedy nagle zaczepiła mnie jakaś dziewczyna. 
- Hej, w którym jesteś sektorze? Jesteś źle ubrana... - nie wiedziałam, o co jej chodzi. To chyba nie jej sprawa jak się ubieram?
- Słucham? Nie jesteś chyba osobą, która powinna mi mówić jak mam się ubierać - odburknęłam jej. 
- Nie o to chodzi. Nie znasz naszej akcji?
- Jakiej akcji?
- Hala podzielona jest na pięć sektorów. Sektor numer 1 ubrany jest w bejsbolówki. Numer 2 w bluzki w paski. Numer 3 w koszule w kratkę, sektor od Nialla czerwone polówki a od Harrego granatowe marynarki. Dziewczyny, które wiedziały o akcji ubrały się odpowiednio... - mówiła aż nagle zerknęła na bilet, który trzymałam w ręku.
- Sektor numer 5. Wyobraź sobie jak to będzie fajnie wyglądało. Chłopakom się spodoba. Idź tym korytarzem, ostatnie drzwi po prawej. Tam znajdziesz marynarki - powiedziała widocznie podekscytowana. Nie powiem, całkiem ciekawy pomysł, ale nie wydawało mi się, aby wypalił. Przecież chyba nie mają kilka tysięcy takich samych ubrań na zbyciu? Mimo tego postanowiłam pójść pokazanym przez dziewczynę korytarzem. Gdy otworzyłam drzwi naprawdę się zdziwiłam. Mnóstwo ubrań: koszule, marynarki, bluzki... Byłam jednak lekko tym przerażona, dlatego wzięłam potrzebne mi ubranie, narzuciłam na siebie i czym prędzej stamtąd wyszłam. Teraz tylko dostać się na halę... Błąkałam się po tym ogromnym miejscu przez dobre 30 minut. Kiedy nagle zobaczyłam ochroniarzy wpuszczających fanki przez pięć bramek. Dlatego, iż należałam do sektoru z numerem piątym podeszłam do ostatniej bramki i pokazałam bilet ochroniarzowi. Ucieszyłam się widząc dziewczyny ubrane podobnie do mnie. Może jednak miało to wypalić? Hala koncertowa była ogromna. Mieściła kilkanaście tysięcy ludzi. Trafiło mi się fajne miejsce, akurat blisko sceny, aczkolwiek do koncertu zostało jeszcze całe dwie godziny. Nudziłam się, więc usiadłam na podłodze i po prostu czekałam na rozpoczęcie się show. Poznałam kilka dziewczyn, które siedziały obok mnie. Rozmawiałyśmy cały czas. Czułam się jakbym znała je od lat. 
Nagle zaczęło robić się jakieś zamieszanie. Kilka dziewczyn chodziło po całej hali ze stertą białych kartek formatu A4 i rozdawały wszystkim. Gdy doszły do mnie posłusznie wzięłam kartkę, lecz nie miałam pojęcia do czego mogła ona służyć. Trochę jeszcze czekałyśmy jednak dzięki miłemu towarzystwu te dwie godziny minęły szybko. Na hali momentalnie zrobiło się ciemno, kilka dziewczyn z przerażenia pisnęło. Chwilę później zaczęły jednak tańczyć kolorowe światła i zaczęła grać tak dobrze znana mi melodia... "What makes you beautiful"... Łzy stanęły mi w oczach. Po pierwszych sekundach tego koncertu już wiedziałam, że to najwspanialszy dzień w moim życiu. 
Dzień, którego przenigdy nie zapomnę. Który na zawsze wpisze się w moją pamięć. Chłopcy wybiegli wykrzykując na scenę "Hello Poland" a ja wraz z innymi dziewczynami płakałyśmy ze szczęścia jednocześnie śpiewając. Chłopcy się wygłupiali. Tańczyli, uśmiechali się do nas. Zwrócili też uwagę na naszą świetną akcję ze strojami. Liam 
powiedział, że jeszcze nigdy nie widział czegoś podobnego i widać było, że są zachwyceni.. Ale ja w dalszym ciągu nie wiedziałam o co chodziło z tymi kartkami. Fanki spisywały się fenomenalnie. Tańczyły, śpiewały, skakały, piszczały i wykrzykiwały "One Direction" na całe gardło! A ja wraz z nimi... Nawet przez chwilę nie pomyślałam o tym, aby żałować tego, co zrobiłam moim rodzicom... Bo właśnie spełniały się moje największe marzenia. Po kilku zagranych piosenkach dostrzegłam za chłopakami ogromny telebim na którym właśnie zaczęły pojawiać się zdjęcia. Na początku nie miałam zielonego pojęcia kto na tych zdjęciach jest aczkolwiek wszystkie przedstawiały to samo: fanów trzymających w dłoniach kartkę z napisem "THANK YOU". Domyśliłam się, że są to zdjęcia naszych polskich fanów dziękującym chłopakom za przyjazd. Niall odwrócił się za siebie, po chwili uczynili to pozostali członkowie zespołu. Na małym telebimie obok wyświetlające zbliżenia można było zobaczyć wzruszenie w oczach naszego Irlandczyka. Przytknął sobie mikrofon do ust i powiedział "Jesteście totalnie niesamowici". Jego głos był tak 
poruszony, że byłam pewna, że lada moment rozpłacze się ze wzruszenia... I w tym momencie pożałowałam, że nie miałam pojęcia, że takowe akcje są organizowane. Marzyłam o tym, aby moje zdjęcie też się tam wyświetliło...
Zespół zaśpiewał wszystkie swoje piosenki plus kilka coverów. Tłum bawił się naprawdę świetnie. Z każdą minutą zaczęłam się bać coraz bardziej, że za chwilę to wszystko się skończy... Że oni wrócą do swoich domów a ja wrócę do swojego.. "domu". Na przedostatnią piosenkę wybrali "Moments" a wtedy nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Dziewczyna obok mnie krzyknęła mi do ucha: "Wyciągamy kartki do góry!! Tylko połóż tak pionowo!". Nie wiedziałam o co chodzi, ale gdy zobaczyłam, że wszyscy tak robią ja również wyciągnęłam kartkę do góry. Jaki był tego efekt nie wiem... aczkolwiek wzruszyłyśmy chłopaków na tyle, że wszystkim po kolei łzy stanęły w oczach. 
"Najlepszy koncert na jakim kiedykolwiek śpiewałem! Kochamy Was!" - krzyknął z uczuciem Louis. 
Ostatnia była ponownie "What makes you beautiful". Gdy chłopcy zaczęli wchodzić w refren spojrzałam na sufit. Z wielkiej klapy zaczęły wypadać balony we wszystkich kolorach tęczy. To było niesamowite... Balony spadały na dół a my odbijaliśmy je rękoma skacząc przy tym do góry. Chłopcy robili to razem z nami, tyle, że na scenie. 
Po skończonej piosence głos zabrał Harry: 
- Słuchajcie... Przyjeżdżając do Polski nie wiedziałem, że spotka nas tutaj tak ogromna niespodzianka. Polscy fani są zdecydowanie najlepsi! Pokazaliście nam jak wielka może być nasza wzajemna miłość. Jak my kochamy Was, a jak Wy kochacie Nas. Nie w jednym momencie się wzruszyłem i gdybym tylko mógł to nigdy bym z Polski nie wyjechał... - zakończył swoją przemowę i wysłał nam w powietrzu całusa. 
- Obiecujemy przyjechać do Polski jeszcze nie raz! Była cudowna energia!! - wykrzyknął Zayn. 
A ja znowu płakałam... Tym razem ze smutku... że to już koniec, że lada chwila mieli znikąć i już więcej się nie pojawić. Jeszcze chwilę mówili o tym jak bardzo im się podobało w Polsce, aczkolwiek później pożegnali się z nami i już ich nie było... Wszyscy zaczęli się rozchodzić.. nie miałam żadnych zdjęć ani filmików. Wiedziałam, że wspomnienia zostaną tylko w mojej głowie. Na zawsze... Do domu mi się nie śpieszyło, wiedziałam, że gdy wrócę nie będzie miło. Włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam One Direction przypominając sobie dzisiejszy koncert. 
Przypominając sobie najlepszy dzień w moim życiu. Postanowiłam przejść się do parku, usiadłam na ławce i analizowałam cały koncert. Weszłam w Internet. Na jednym ze stron plotkarskich już pojawiła się notka o dzisiejszym wydarzeniu z masą zdjęć. Zaczęłam oglądać i nie mogłam się nadziwić ile nas tam było. Ile w Polsce jest osób kochających tych samych pięciu chłopców co ja.. Kiedy nagle doszłam do ostatniego zdjęcia. Kiedy wszyscy fani, co do jednej osoby trzymali w dłoniach białe kartki A4. Był to najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam... Utworzył się prawdziwy "dywan" z kartek a na nim napisane: "THANK YOU. WE LOVE YOU". Nie chciałam nawet sądzić jak oni musieli się wtedy cudownie poczuć. Po policzku powoli spłynęła mi łza... bo polscy fani... oni naprawdę są najlepsi...
-----------------------
Więc, IMAGIN NIE JEST MOJEGO AUTORSTWA, ale tak mi się spodobał, że nie mogłam go nie wrzucić :)
#LarryShipper

sobota, 27 października 2012

Pytanie...

Czy chcielibyście, abym pisała więcej imaginów +18? Bo teraz nie mam co pisać, dosłownie zero pomysłów, a tak to przynajmniej miałabym kierunek. To co, mam pisać więcej czy mniej?
#LarryShipper

poniedziałek, 22 października 2012

007. Larry +18

Tego wietrznego poranka postanowiłem pójść do sklepu po świerze bułki i jakąś wędlinę na śniadanie. Louis jeszcze spał, nie chciałem go budzić. Mieszkamy razem, śpimy w jednym łóżku...Tak, jesteśmy gejami. Co z tego? Kochamy się, to jest najważniejsze. Po kilku minutach od wyjścia z domu byłem już z powrotem. Zrobiłem pyszne śniadanie, ułożyłem je na tacy i poszedłem do naszego pokoju. Postanowiłem zrobić niespodziankę mojemu kochankowi i zaniosłem mu śniadanie do łóżka. Kiedy wszedłem do pokoju, okazało się, że Louis już nie spał.
-Dzień dobry kocie-powiedziałem-Jak się spało?
-Świetnie, dzięki. Co tam trzymasz?
-A śniadanko dla Ciebie. Smacznego.
-Och, kochany jesteś. Ale chyba musisz zjeść ze mną-chciałem zaprotestować, ale gdy już miałem coś powiedzieć, zamknął mi usta w namiętnym i delikatnym pocałunku. Żaden z nas nie chciał go kończyć, więc odłożyłem tacę z jedzeniem na ławę i popchnąłem Louisa na łóżko. Teraz nasz pocałunek stawał się coraz bardziej dziki i zachłanny. Lou zaczął rozpinać guziki od mojej koszuli w kratę, a ja w tym momencie zdejmowałem z niego szelki. Wiedzieliśmy, do czego dojdzie.
Gdy zostaliśmy już w samych bokserkach, a Louis wodził palcami w okolicach mojego przyjaciela, czułem, jak wzrasta we mnie napięcie.
-Louis, chcę tego-wyszeptałem wprost do jego ucha.
-Ja też, nawet nie wiesz jak bardzo-podniecenie można było usłyszeć w jego głosie. Teraz to ja musiałem przejąć inicjatywę. Szybkim ruchem zdarłem cienki materiał okrywający kolegę mojego chłopaka, ukazując dość pokaźne przyrodzenie. Lou także zdjął moje bokserki, które leżały teraz w którymś kącie pokoju.
W tej chwili miałem jego kolegę w ustach. Lizałem go, ssałem i podgryzałem. Sądząc po jękach Louisa, podobało mu się to. Byłem szczęśliwy, że sprawiam mu tyle przyjemności. Odwróciłem go tyłem do siebie, składając mokre pocałunki wzdłuż kręgosłupa, jednocześnie napierając na wejście do jego odbytu, po czym gwałtownie rozerwałem jego wnętrze. Louis krzyknął, klnął, mówił, że popamiętam, ale ja nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Mój kolega wchodził tam tylko kawałkiem, więc postanowiłem trochę się pobawić. Powolnie poruszałem się w przód i w tył. Chciałem trochę go pomęczyć, zanim zrobi się ostro.
-Harry proszę... Nie baw się...-Louis ledwo mówił-Chcę tej... ostrej... gry. Ty też... przyznaj-robił przerwy między słowami, co było mega podniecające. Nie dość, że wchodziłem w niego, to jeszcze postanowiłem sprawić mu dodatkową przyjemność. Złapałem jego członka, odpowiednio go stymulując.
-Kocie, wiem, że tego chcesz, ale ja też muszę mieć z tego satysfakcję-powiedziałem. Teraz wchodziłem już cały, tak, że moje jądra obijały się o pośladki miłości mojego życia. Wiedziałem, że zaraz dojdziemy, ale chciałem przedłużyć tę chwilę. Co moment przyspieszałem i zwalniałem, co bardzo nie podobało się mojej drugiej połówce. W końcu, po około dwóch godzinach zabawy, opadliśmy na łóżko.
-Byłeś bardzo niegrzeczny, Harry, wiesz?-Louis zadziornie się uśmiechnął-Czuję, że przyda Ci się nauczka. Nieładnie bawić się ludźmi.
-Czy mam to traktować jak groźbę?
-Ależ oczywiście-usta Lou powędrowały na moje przyrodzenie. Cała zabawa zaczynała się od nowa, ale tym razem Louis jest górą.
----------------------------------------
Hej! Słuchajcie, jest LARRY! Dobra, skoro tak mało was komentuje, postanowiłam obniżyć stawkę. 2 komentarze- następny imagin!
Imagin w poniedziałek, ponieważ mam jelitówkę :( Rzygam jak kot -.-

sobota, 13 października 2012

006. Harry

-Kiedyś, gdy miałam 18 lat, istniał zespół, który uwielbiałam. Nazywał się One Direction. Składał się z pięciu członków : Louis'a Tomlinson'a, Harry'ego Styles'a, Niall'a Horan'a, Liam'a Payne'a i Zayn'a Malik'a. Najbardziej marzyłam o pójściu na ich koncert, dostaniu ich autografów, zrobienia sobie zdjęcia z nimi. To było niemożliwe, ponieważ mieszkałam w Polsce, a do Polski oni nigdy nie przyjeżdżali. Miałam cały pokój w plakatach, naklejkach i artykułach. Równo w moje 19 urodziny miał odbyć się ich koncert w Londynie. Z okazji moich urodzin mama z tatą dali mi bilety do Londynu, bilety na koncert i wejściówki za kulisy. Cieszyłam się jak głupia, nie mogłam się doczekać, kiedy zobaczę moich idoli. Wreszcie nadszedł ten dzień. Po przylocie do Londynu miałam 8 godzin wolnego czasu, więc wynajęłam hotel, poszłam się odświerzyć, wybrałam ciuchy i gdy zobaczyłam, że mam jeszcze 5 godzin, postanowiłam pozwiedzać miasto. Po 2 godzinach spaceru wróciłam do hotelu, ubrałam się we wcześniej przygotowane ubrania, lekko się umalowałam i uczesałam. Do miejsca w którym miał się odbyć koncert, piechotą szło się pół godziny. Postanowiłam wyjść wcześniej, aby zająć miejsca przy scenie. Gdy po pół godzinie doszłam na miejsce, była tam raptem grupa Directionerek. Zapoznałam się z kilkoma, zdawały się być fajne. Dowiedziałam się, że one też mają mieć wejściówki za kulisy. Dołączyłam się do ich grupki. Podczas koncertu wszystkie piszczałyśmy,  skakałyśmy i śpiewałyśmy razem z chłopcami. Koncert trwał 3 godziny, Najlepsze 3 godziny w moim życiu. W końcu można było wejść za kulisy. Tam członkowie 1D odpowiadali na pytania, rozdawali autofrafy i robili sobie z nami zdjęcia. Podeszłam do każdego od początku: Louis, Liam, Zayn i Niall. Gdy stanęłam na przeciwko Harry'ego i spojrzałam w jego piękne tęczówki, nogi się pode mną ugięły. Patrzyliśmy sobie w oczy około 3 minuty. Trwałoby to o wiele dłużej, gdyby Niall nie zaczął szturchać Harry'ego w ramię, bo blokowaliśmy kolejkę. Poprosiłam go o autograf i zdjęcie. Po wszystkim poszłam do hotelu i chciałam dokładnie przyjżeć się autografowi, gdyż nie zrobiłam tego wcześniej. Ku mojemu zdziwieniu, obok autografu widniał napis : Call me: 798****** Harry xoxo. Nie mogłam nie pisnąć. Do późnej nocy pisaliśmy SMS-y. Następnego dnia Harry zaprosił mnie na randkę. Niestety, tydzień później musiałam wracać do Polski. Dzień przed wyjazdem Harry powiedział, że jestem wyjątkowa i że chce spędzić ze mną resztę życia. Poprosił mnie, bym została jego dziewczyną. Oczywiście się zgodziłam. Harry zadzwonił do moich rodziców i uprosiliśmy ich, bym mogła zostać w Londynie. Po długich namowach zgodzili się. Hazza nie chciał pozwolić, bym mieszkała w hotelu, dlatego zaproponował mi zamieszkanie z nim i One Direction w wielkiej willi. Nie mogłam odmówić. Po dwóch latach spytał czy będę jego narzeczoną. Kolejny raz powiedziałam mu "tak". W ciągu kolejnego roku odbył się ślub. Byliśmy ze sobą bardzo szczęśliwi.-powiedziałam, a na poliku pojawiła mi się łza
-Piękna historia. Czy teraz możemy iść na grób tatusia?
-Oczywiście kochanie.-po kilku minutach byłyśmy z Anabell przy grobie, na którym widniał napis:
Harry Styles, ur. 01.02. 1994r. zm. 27.09.2007r. w tragicznym wypadku samochodowym.
"Zawsze będziesz mym aniołem"
------------------------------------------
Naprawdę się na Was zawiodłam. Wiem, że to dopiero początki, ale oprócz tych, których poproszę o komentowanie, nikt tego nie komentuje. Ja wiem, że szkoła i wgl. ale nawet zwykła buźka np. :D lub :) oznacza, ze czytacie. To tylko chwilka, a mnie sprawi wiele radości.
Czytasz-komentujesz! Nowy imagin za 3 komentarze!
Zapraszam do głosowania w ankiecie

piątek, 12 października 2012

005. Liam

Burza. Straszna burza. Huragan, grad i pioruny. Poszłaś do kuchni, przy okazji wzięłaś karty. Przy stole
siedział Liam, twój chłopak. Tak, ten Liam z One Direction. Jesteście ze sobą od trzech lat, zanim jeszcze spróbował swoich sił w X-Factorze. Tak powstało 1D, ale o tym wie chyba każdy. Podeszłaś do swojego chłopaka, pocałowałaś go i powiedziałaś:
-Ej, a może wojna?
-Jak chcesz, ale później nie płacz jeśli przegrasz. Pamiętasz, jestem mistrzem!
-Oj tam, oj tam. Tasuj, kochanie-słodko się uśmiechnęłaś. Liam to odwzajemnił.

                                                                 *2 godziny później*

-No i co?! Tym razem ja wygrałam!-odtańczyłaś swój taniec zwycięstwa (nieczęsto go tańczyłaś, nawiasem mówiąc), pocałowałaś namiętnie swojego ukochanego i poszłaś do salonu zobaczyć, czy coś ciekawego jest w telewizji. Pomimo burzy, prąd był włączony. Na każdym kanale jakieś badziewne hiszpańskie telenowele. Nagle Liam zaszedł cię od tyłu i zaczął składać pocałunki na twej szyi. Obróciłaś się przodem do niego, a on szybko pocałował cię w usta. Zaczął cię rozbierać, ale powoli. Całował twoje obojczyki, ramiona, i w końcu piersi. Telewizor zostawiłaś włączony, niech sobie gra. Popchnął cię na łóżko, zaczął zdejmować twoje spodnie. Ty nie pozostawałaś dłużna. Szybko ściągnęłaś z niego koszulkę i zajęłaś się rozporkiem. Gdy Liaś został tylko w samych bokserkach, a ty byłaś w majtkach, telewizja stała się o wiele głośniejsza, a słychać było tylko:
-Uwaga wszyscy! Burze i huragany w centrum Londynu wywołają ogromną trąbę powietrzną, która może zniszczyć całą stolicę! Apelujemy o niezwłoczne schowanie się w piwnicach i schronach, gdyż przewidywany początek tornada na (nazwa jakiejś ulicy w Londynie) rozpocznie się za około 10 minut.-przerwało połączenie. Chryste, to wasza ulica! Zaczęliście się szybko ubierać, zabierać najpotrzebniejsze rzeczy, i już mieliście schodzić do piwnicy, gdy nagle...
-[T.I], Jagger!
-O Boże, pies!- Szybko pobiegłaś po Jagger'a i teraz już ze wszystkimi potrzebnymi rzeczami, nie wyłączając psa i latarki zeszliście do piwnicy. Reszta chłopców była w Paryżu, ale i tak na komórkę twoją i Liama przychodziły ciągle wiadomości, nowe połączenia i nagrania głosowe. Niestety, nie mogliście porozmawiać z resztą chłopaków, bo nie było zasięgu. Usiedliście w kącie, przytuliłaś się do Liam'a a Jagger'a wzięłaś na ręce. Było około 11 w nocy, więc nie wiedzieć kiedy, wszyscy odpłynęliście w krainę Morfeusza.

                                                                              *Rano*

Poczułaś lekkie szturchanie w ramię. Niechętnie otworzyłaś oczy, gdyż miałaś cudowny sen. Zobaczyłaś, że znajdowałaś się w piwnicy. No tak, trąba. STOP! TRĄBA! WASZ DOM!
-Kochanie, co z naszym domem??!!
-Niestety, wszystko zniszczone. Nic nie zostało. Nasz dom stał centralnie na drodze tornada.-nie wierzyłaś w to, co przed chwilą  powiedział twój skarb. Nie chciałaś w to wierzyć. Podniosłaś się, postawiłaś Jagger'a na podłodze i podniosłaś klapę piwnicy. To co zobaczyłaś, było jak najgorszy koszmar. Wszystko zniszczone...
------------------------------

To mamy 100 ^^ Jeśli chcecie, piszcie zamówienia :)
Kolejny imagin, kiedy będą 3 komentarze.

niedziela, 7 października 2012

004. Louis

Ten dłuuuugi imagin jest głównie o Louis'ie, ale poświęcony Harry'emu. Od razu uprzedzam, że to nie jest mojego autorstwa. Ja wzięłam go z jakiegoś fan-page'a na facebook'u a tamto z jakiegoś bloga.
USTALAM NOWĄ ZASADĘ: NOWY IMAGIN POJAWI SIĘ DOPIERO, KIEDY POD TYM POSTEM BĘDĄ MIN. 3 KOMENTARZE! Sami decydujecie, kiedy będą pojawiały się nowe posty z imaginami!
-----------------------------------

Drogi Harry

Odszedłeś dwa tygodnie temu. Niezbyt dobrze sobie radziłem. Chłopcy wysłali mnie do terapeuty, aby pomógł mi zapomnieć, ale ja nie mogę. Jesteś wszystkim, o czym myślę. Twoja głowa soczystych loków, twój uśmiech rozświetlający pokój, twoje zielone oczy, które tak bardzo kocham. To niemożliwe zapomnieć o tobie. Nie chcę zapomnieć o tobie.
Oczywiście chłopcy martwią się o mnie. Nawet ja martwię się o siebie. Moja terapeutka także się martwi i dlatego wręczyła mi ten dziennik. Mogę zapisywać w nim swoje najskrytsze myśli. Powinna go czytać, co tydzień, ale czuję się z tym dziwnie. Większość z moich myśli obraca się wokół ciebie, więc zgaduję, że to dlatego chce go przeczytać. Aby móc upewnić się, że wszystko ze mną dobrze.
Szczerze mówiąc, to wcale nie jest ze mną dobrze. Owszem, zdaję sobie sprawę, że ona to przeczyta, ale prędzej czy później prawda wyjdzie na jaw, tak? Nigdy nawet nie powiedziała mi, co dokładnie mam napisać. Po prostu muszę. Tak, więc piszę do ciebie. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to. Chcę, abyś wiedział, jak sobie z tym wszystkim radzę.
Chcę opowiedzieć ci, jak było bez ciebie... przy mnie. Codziennie będę tu zapisywał wszystkie swoje uczucia. Zaczynając od dnia, w którym opuściłeś ten świat.
Dzień Pierwszy:
Obudziłem się jak zawsze rano, spodziewając się, że znajdę cię zwiniętego w kłębek obok mnie. Gdy jednak przewróciłem się na drugi bok, łóżko było puste. Nigdzie nie mogłem cię znaleźć. Początkowo zignorowałem to, wmawiając sobie, że właśnie gotujesz śniadanie lub bierzesz prysznic. Brak hałasu w mieszkaniu powinien mnie ostrzec. Przepraszam, że nie zwróciłem na to uwagi. Powinienem wiedzieć. Powinienem cię zatrzymać.
Gdy w końcu wstałem z łóżka, cisza w domu wytrąciła mnie z równowagi. To właśnie wtedy nerwy zaczęły mi dokopywać. Zaczęło się beztroskie spacerowanie po mieszkaniu w poszukiwaniu ciebie. Moje kolana słabły co krok.
Zgaduję, że mogłeś przewidzieć to, że upadnę na nie, znajdując ciebie. Płakałem. Bardzo dużo. Moje oczy szczypały trującymi łzami, a moje serce zostało poruszone jadem na twój widok. Nie obwiniam cię, nigdy bym tego nie zrobił. Obwiniam siebie
Nigdy nie będę zdolny do unieważnienia tego dnia albo starcia obrazu twojego zimnego nieruchomego ciała leżącego wciąż na podłodze. To dręczy mnie każdego dnia i każdej nocy.
Zrobiłem jedyną rzecz, jaką mogłem zrobić. Zadzwoniłem po ambulans. W ciągu pięciu minut zjawili się w mieszkaniu, zabierając cię ode mnie. Nie byłem w stanie się ruszyć, jak również Niall i Zayn. Liam wiózł nas wszystkich za ambulansem, w czasie gdy ja cicho płakałem na tylnym siedzeniu.
Nie chciałem w to uwierzyć.
Dzień Drugi:
Była tam twoja rodzina. Wszyscy tam byliśmy. Przytulałem twoją matkę, próbując ją pocieszyć, gdy płakała. Przez cały czas powstrzymując własne łzy. Reszta chłopaków opiekowała się Gemmą, która krzyczała i biła, nie mogąc uwierzyć w to, że jej brat ją opuścił. Wszędzie leciały łzy. Trudne stało się rozróżnienie, czyje należą do kogo, ale to nie ma znaczenia.
Wszyscy patrzyliśmy z boku, gdy byłeś zabierany ze swojego łóżka i przewożony na długich noszach. Wąskie białe prześcieradło przykrywało cię, więc nie byłem w stanie ujrzeć twoją twarz ten ostatni raz.
Odmówiłem uwierzenia, że odszedłeś. Wciąż odmawiam.
Wracasz, czyż nie? Mam nadzieję, że tak. Każdy byłby zajebiście szczęśliwy. Brakuje mi tych rzeczy używanych kiedyś , wiesz? Teraz każdy bardzo rzadko się uśmiecha. Tęsknię z twoim uśmiechem.
Dzień Trzeci:
Cisza. To jedyne słowo, jakie mogę użyć do opisania tego dnia. W rzeczywistości każdy dzień poza drugim był po prostu cichy. Nie było wtedy żadnych słów do powiedzenia i nadal nie ma.
Chłopcy i ja usiedliśmy ciężko na kanapie u Liama. Łzy zsuwały się po naszych twarzach, ponieważ uświadomiliśmy sobie, że nigdy więcej nie będziemy One Direction. Nie było One Direction bez ciebie i nadal nie ma.
Ten dzień zmarnowaliśmy na nasze własne żałosne myśli i zastanawianie się co mamy zrobić, skoro odszedłeś.
Dzień Czwarty:
Tego dnia znalazłem twój list. Znajomy charakter pisma wywołał u mnie płacz. Nie mogłem odnaleźć się w sobie, aby podzielić się tym z kimkolwiek.
Tego dnia także odwiedziła mnie Anne. Myślę, że to była środa, ale naprawdę nie wiem. Nie mogłem zająć się sobą. Zazwyczaj bylibyśmy na próbach, ale wiadomości już wyciekły do prasy i całego Twittera. Odmawiałem bycia online albo oglądania telewizji. Jedyne, o czym mówiono, to przywidywania, dlaczego to zrobiłeś. Wiedziałem dlaczego, więc nie chciałem słuchać innych teorii.
Nasi fani tęsknią za tobą. Wielokrotnie podchodzili do mnie, gdy spacerowałem ulicami. Płakali, przytulali mnie i przepraszali za moją stratę. Oni mówią, że byłeś zadziwiającą oraz zdumiewającą osobą, która nie zasługiwała na to, by odejść w tak młodym wieku. Zgadzam się z nimi.
Dlaczego odszedłeś? Właściwie, to wiem dlaczego, ale nie mogę zaprzątać tym swojej głowy.
Skończyłem pokazywać twojej mamie list. Wiem, że chciałeś, by zobaczyły go moje oczy i tylko moje oczy, ale czułem, że ona ma prawo wiedzieć. Płakała, Haz. Dużo płakała. Mam wrażenie, że jestem obarczony winą za to wszystko, i że ciężar na moich ramionach właśnie rośnie.
Dzień Piąty:
Tego dnia w końcu zaczęliśmy organizować twój pogrzeb. Nie jestem pewny czy to było organizowane nieco za wcześnie, czy może nieco za późno. Wszystko, co wiem to, to że nikt nie chciał tego robić. Nikt nie chciał zaakceptować faktu, że naprawdę odszedłeś.
Dzień Szósty:
Tego dnia pokazałem chłopakom list. Właściwie, to niedokładnie im go pokazałem. Zostawiłem go na ladzie kuchennej i Zayn na niego wpadł. Wszedł do salonu ze łzami spływającymi po jego twarzy i zaczął na mnie krzyczeć.
Krzyczał na mnie za to, że nic im nie powiedziałem. Krzyczał na mnie za, że byłem samolubny. Obwiniał mnie za to wszystko.
Niall i Liam próbowali go uspokoić. Nie obwiniam go za bycie złym. Byłem zły także na siebie.
Dzień Siódmy:
Tydzień bez ciebie w moim życiu to jak wieczność. Cały dzień spędziłem na oglądaniu starych filmików z X Factora i naszych wywiadów. Udawałem, że byłeś tam i śmiałeś się wraz ze mną.
Dzień Ósmy-Dwunasty:
Z tych dni zdecydowałem się napisać jeden wielki wpis, ponieważ niedużo się wtedy wydarzyło. Zayn wciąż odmawiał rozmowy ze mną. Nie winię go. Niall i Liam próbowali rozmawiać ze mną, ale ja się oddaliłem. Nie rozmawiałem z nikim, oprócz ciebie oczywiście. Choć tak naprawdę nie było cię tam i to zaczęło ich martwić.
Dzień Trzynasty:
Prawdopodobnie powinienem powiedzieć to w ostatnim wpisie. Dziewiątego dnia skończyliśmy organizować twój pogrzeb. Cztery dni później byłem tam. Stojąc zamaskowany na czarno nad głęboką dziurą w ziemi, gdzie zostałeś zmuszony do pozostania na wieki.
To nie była otwarta ceremonia. Wszyscy wiedzieliśmy, jak bardzo nienawidzisz, kiedy inni ludzie mogli zobaczyć cię, gdy nie jesteś sobą. Każdy zgodził się, że tak prawdopodobnie jest najlepiej. Szczerze mówiąc, nie chciałem patrzeć na twoją twarz, wiedząc, że twoje oczy już nie zamrugają, i że nie będę mógł dłużej patrzeć w te zielone tęczówki.
Tego dnia znowu płakałem. Cholera, płakałem każdego dnia, od kiedy odszedłeś, ale tego dnia było znacznie gorzej. Gdy wkładali cię do grobu, prawie pobiegłem ich zatrzymać, ale Liam, Zayn i Niall mnie powstrzymali. Upadłem na kolana i znowu zacząłem płakać. Nie mogłem być silny na twoim pogrzebie. Bardzo przepraszam.
Musisz być mną rozczarowany. Wiem, że zawsze myślałeś, że jestem silny. I jestem, ale tylko jeśli jestem z tobą. Odszedłeś, więc nie wiem co mam ze sobą zrobić.
Zajęło to dużo czasu, ale objąłem każdego członka twojej rodziny, przepraszając i mamrocząc chaotyczne słowa w tym całym płaczu. Gemma i Anne przytulały mnie najdłużej i szlochaliśmy razem. Każdy do innego ramienia. Odsunąłem się od Gemmy i wpatrywałem w nią dłuższy czas. Powiedziałem jej, że wyglądacie bardzo podobnie. Ona jest taka piękna, Harry. Obiecuję opiekować się nią.
Obiecuję także opiekować się twoją mamą. Zawsze była dla mnie jak druga matka. Gdy przytuliłem ją, szepnęła mi do ucha coś, czego nigdy nie zapomnę. Naprawdę mam nadzieję, że mnie nie okłamała.
On cię kochał. Wiesz to”, szepnęła i wycofała się z małym uśmiechem na twarzy. Oddaliła się, zanim w ogóle miałem okazję jej odpowiedzieć, zostawiając mnie oniemiałym. Wcześniej znowu powstrzymywałem płacz. Liam musiał zabrać mnie do samochodu. Sprzeciwiałem się. Nie chciałem cię zostawiać.
Dzień Czternasty:
Chciałem tylko powiedzieć, że nie byłem chętny do pójścia na terapię. To chłopcy nalegali, abym się na nią wybrał. Poszedłem, ale jej nie lubię. Terapeutka chciała wyciągnąć ode mnie informacje, pytając, jak się czuję i co myślę. Nie lubię napastowania prywatności. Moje myśli miały zostać ukryte, a nie wychodzić tutaj.
Ale teraz oto jestem, pisząc do ciebie.
Czasami mogę cię poczuć, wiesz? To tak, jakbyś mnie obserwował. Zamiast być przerażonym, tak jak sobie wyobraziłem, że będzie, jest to całkiem pocieszające.
Dzień Piętnasty:
I teraz oto tutaj jestem, obecny dzień. Dziś czuję... pustkę, ale zgaduję, że tak jest, gdy traci się osobę, którą się kocha, prawda? Sarah przeczytała mój dziennik ostatniej nocy. Czyżbym zapomniał powiedzieć ci, że moja terapeutka ma na imię Sarah? Oh, chyba tak.
Wydawała się, być mną rozczarowana, ale jakoś mnie to nie obchodzi. Kazała mi przestać pisać wpisy do ciebie, ale powiedziałem jej, że to mi naprawdę pomaga. W pewnym sensie tak jest. Mam wrażenie, że jesteś tu ze mną, czytając wszystko od góry do dołu na tej stronie.
Wróćmy do dziś. Będąc szczerym, nie zrobiłem zbyt dużo. Niall wpadł i obejrzeliśmy parę filmów, próbując wrócić, z powrotem do starych dni. Liam zadzwonił do mnie, aby nas sprawdzić. Zayn wciąż ze mną nie rozmawia. Zaczynam martwić się, że nic nigdy nie naprawi naszej przyjaźni.
Dzień Szesnasty:
Ludzie mówią, że to koniec One Direction. Naprawdę rozrywa mnie to od wewnątrz. To tylko chwilowy dwutygodniowy kryzys, a wszyscy już gadają. Chłopcy i ja staramy się wrócić do pracy, ale jest po prostu za wcześnie. Nie myślimy jeszcze o powrocie na scenę czy do studia wiedząc, że jeden z nas już nie wróci.
To nie tak, że zaprzeczyliśmy pogłoskom. Prawdę mówiąc, nawet nie nazwałbym nas więcej One Direction. Jesteśmy po prostu czwórką. Louis Tomlinson, Niall Horan, Liam Payne i Zayn Malik. Ty, Haz, wymyśliłeś nam nazwę, więc bez ciebie ta nazwa źle brzmi.
Wiem, że chciałbyś, żebyśmy wzięli się w garść i kontynuowali naszą karierę jako zespół, ale to jest takie TRUDNE.
Dlaczego, nie możesz po prostu wrócić?
Dzień Siedemnasty - Dwudziesty: 
Przepraszam, nie zapomniałem o pisaniu przez te kilka dni. Szczerze mówiąc, to nawet nie wylazłem na chwilę z łóżka. Jestem po prostu ZMĘCZONY. Wiem, że zrozumiałbyś to, skoro teraz śpisz wiecznie. Czy to było niegrzeczne? Nie wiem. Nie wiem, co się dzieje, kiedy przechodzisz na drugą stronę. Niektórzy mówią, że tak jakby jesteś w świecie zanurzonym w czerni. Boże, oczywiście, że wierzę, że nie siedzisz w ciemnościach. Harry – ty musisz śpiewać z aniołami.
Założę się, że brzmisz z nimi w idealnej harmonii. Zawsze uważałem, że masz anielski głos. Może… może mógłbyś być moim aniołem stróżem i śpiewać mi czasem do snu.
W każdym razie wracając do poprzednich dni. Jak powiedziałem – byłem po prostu strasznie zmęczony. Nie ruszyłem się z pościeli. Towarzyszył mi jedynie mój laptop, którego i tak nie używam.
Jest mnóstwo rzeczy do zajęcia się online, ale staram się, jak mogę, żeby unikać jakichkolwiek większych internetowych portali. Nie jestem jeszcze gotowy stanąć twarzą w twarz z realnym światem.
Niall trochę przystopował. Wydaje mi się, że to on najbardziej martwi się o mnie z nich wszystkich. Ja… byłem tym Lou, który zawsze się uśmiechał i rozjaśniał sobą dzień oraz wszystkich dookoła. A teraz po prostu nim nie jestem. Niall stara się być ze mną. Stara się mnie pocieszyć i ja to doceniam.
Ja tylko zwyczajnie nie wiem, czy będę jeszcze kiedyś w stanie się uśmiechnąć.
 Dzień Dwudziesty Pierwszy & Dwudziesty Drugi: 
Liam był ze mną przez ostatnie dwie noce. Śpi na kanapie obok. Czuję się dobrze, kiedy w mieszkaniu jest jeszcze ktoś koło mnie. Kiedy jestem tam sam, wydaje się takie wielkie i puste. Myślę, że któryś z chłopaków powinien spać ze mną częściej. Nie masz nic przeciwko?
Nie chcę więcej czuć się samotny.
Zayn w końcu do mnie zadzwonił. Przeprosił za wyżywanie się na mnie. Byłem po prostu zadowolony, że mogę wreszcie słyszeć go prosto dla siebie. Oczywiście przeprosiłem za ukrywanie listu, a on przyznał, że dogłębnie rozumie moje zachowanie w związku z jej ukryciem.
Myślę, że nareszcie jest między nami w porządku.
Oh, Jakiś czas temu zerwałem z Eleanor. Na wypadek, gdybyś chciał wiedzieć. Właściwie w dniu, w którym cię znalazłem. Wcześniej zwyczajnie nie miałem odwagi, żeby to tu napisać, aż do teraz.
Powinieneś poczekać jeszcze tylko jeden dzień – wtedy byłbyś nadal ze mną. Moglibyśmy wtedy być nareszcie razem, szczęśliwi.
Dzień Dwudziesty Trzeci:Ta terapia to kompletna tortura. Nie czuję się lepiej pod żadnym względem. Sarah nadal próbuje mnie przekonać, żebym się poddał i przestał to pisać, bo to mi nie pomaga, ale ja nie mogę przestać. Jeślibym przestał, to tak, jakbym cię zdradził.
Nie mogę cię znowu zawieść.
Dzień Dwudziesty Czwarty: 
Sarah zapytała mnie dziś o list. Nie rozumiem, czemu milczała tak długo. Kiedy zapytała, ledwo powstrzymywałem łzy, ale jednak niechętnie podałem jej zmiętą kartkę papieru. Czy to dziwne, że noszę go przy sobie? Jest jak płomień wypalający dziurę w mojej kieszeni, przypominający o bólu gdziekolwiek nie pójdę, ale nie mogę go zostawić. To ostatnia rzecz, która została mi po tobie.
Dzień Dwudziesty Piąty: 
Trochę minęło, od kiedy ostatnio śpiewałem. Dziś zaśpiewałem. Wszyscy zaśpiewaliśmy. To nasz pierwszy dzień powrotu do studia. Pozwól mi powiedzieć, że to brzmiało tak dziwnie bez twojego silnego głosu zmieszanego z naszymi. Musieliśmy zmienić wszystkie utwory. Niall i ja dostaliśmy większość twoich solówek, ale ja nie czuję się dobrze, śpiewając twoje partie.
Nigdy nie będę w stanie zaśpiewać je tak dobrze, jak ty. Przysięgam – twój głos był jednym na milion. Za każdym razem, kiedy śpiewałeś, cały świat stawał się jedynie rozmazanym punktem w moich oczach, a jedynym, co byłem w stanie zobaczyć, byłeś ty. Poprosiłem o CD z naszymi starymi nagraniami, ale wiem, że mi jej nie dadzą. Liam przewidział, że o to poproszę. Dlatego ich uprzedził.
Ale nadal istnieje YouTube. Wysławiać Internet. Słuchałem twojego głosu całą noc, począwszy od naszych występów w X Factor aż do albumu. Nigdy nie męczy mnie słuchanie ciebie. Wygląda na to, że to jedyna droga, bym mógł jeszcze kiedyś cię usłyszeć.
Dzień Dwudziesty Szósty:
Dzisiaj odwiedziłem Cheshire. Długo włóczyłem się po ulicach, wdychając miejsca, po których chodziłeś w moich zmysłach. Wyobrażając sobie, że byłeś tam ze mną, trzymając moją rękę.
Po włóczeniu się po mieście, niechętnie zgodziłem się ze sobą , aby odwiedzić twój stary dom. Gdy zawitałem pod drzwiami, Anne zaprosiła mnie do środka z szeroko otwartymi ramionami, wraz z Gemmą, z którą szamotałem się, by móc się przytulić. Przysięgam, twoja siostra ma siłę szympansa w górnej części ciała.
Rozmawialiśmy przy herbacie. Zapytałem ją, jak to robi. Oni najlepiej się trzymają. Oni mogą Harry. To trudne dla nas wszystkich, nie czuć się winnym chociaż, oni dają sobie radę. Tylko ja nie mam pewności. Jestem jedynym, który powinien czuć się winnym. Kiedy jej to powiedziałem, odmówiła słuchania mnie i powiedziała, że jeżeli zamierzam zwalać całą winę na siebie, to powinienem wyjść.
Poszedłem prosto do drzwi.
Nie sądzę, aby oczekiwała, że wyjdę. Słyszałem, jak wołała moje imię przez drzwi. Zignorowałem ją, ponieważ biegłem się do swojego samochodu.
Płakałem tak mocno, że musiałem zjechać na bok na drodze publicznej. Otrzymując w zamian grzmiące klaksony i zimne spojrzenia przechodzących ludzi, ale nie zobaczyłem ani nie usłyszałem któregokolwiek z nich. Wszystko, co mogłem zobaczyć, było tobą. Mogłem usłyszeć, twój głos rozmawiający ze mną, i to wystarczyło, by zadziałać na mnie uspokajająco, abym mógł przejechać resztę drogi do domu.
Dzień Dwudziesty Siódmy:
Cały dzisiejszy dzień spędziłem w łóżku. Ignorowałem każdą rozmowę telefoniczną i każdą tekstową. W pewnej chwili Niall, Zayn, i Liam wpadli, waląc w drzwi od mojej sypialni oraz każąc mi otworzyć i porozmawiać z nimi. Zacząłem czuć się winny po raz kolejny, zadając im przez to tak dużo bólu. Chcę tylko, aby ból ustał.
Dzień Dwudziesty Ósmy:
Dziś rano, gdy wyszedłem ze swojego pokoju, znalazłem Nialla śpiącego obok moich drzwi. Wyglądał na bardzo zmęczonego. Zdesperowany zacząłem płakać. To ja mu to zrobiłem. Ssałem życie z każdego z nich. Wszystko to dlatego, że byłem samolubny.
Mój płacz go obudził. Zabrał mnie w swoje ramiona. Jak wiesz, Niall świetnie przytula, więc trzymałem go kurczowo przez dłuższy czas. Nie raz słysząc jego narzekanie, albo czując, że odjeżdża. Płakał razem ze mną. W tym momencie poczułem się bliżej Nialla, niż kiedykolwiek mogłem. Żałuję, że nie poświęcałem mu wcześniej więcej uwagi.
Dzień Dwudziesty Dziewiąty:
Jutro będzie cały miesiąc. Cały miesiąc od czasu, kiedy odszedłeś. Uważam, że z trudnością owinąłeś wokół moją głowę. Mam wrażenie, że jeszcze wczoraj byłeś pełny życia, śmiałeś się tak mocno i robiłeś tę głupią małą klaszczącą rzecz ze swoimi rękoma.
To jest prawdziwe, nie jest?
Dzień Trzydziesty: 
Dzisiaj, razem z chłopakami spędziliśmy dzień w ciszy dla uczczenia twojej pamięci, jednocześnie zdecydowanie odrzucając jakiekolwiek telefony czy wiadomości, a nawet rozmowy między sobą. To była czysta cisza. To nie było niekomfortowe – czułem się nawet trochę przyjemnie. Kręciliśmy się dzisiaj po naszym wspólnym mieszkaniu w poszukiwaniu twoich ulubionych filmów do obejrzenia w ciągu dnia. Wszyscy siedzieliśmy obok siebie skuleni, łapczywie chwytając jeden drugiego, wypłakując do reszty nasze oczy. Szlochy odbijały się echem po pokoju, a chusteczki szybko tworzyły kolejne stosiki otaczające nas. Byliśmy częścią bardzo przykrego obrazka.
Niepotrzebnie to mówię, ale to była chwila, kiedy czułem się z nimi bliżej niż kiedykolwiek.
Dzień Trzydziesty Pierwszy: 
Wydaje mi się, że aż do dziś, mam w głowie tę dziwną myśl, że kiedyś wrócisz. To było jak jeden wielki i okropny koszmar. Mogłem się obudzić w każdej chwili i zobaczyć, że leżysz obok mnie, uśmiechając się, jak zwykłeś to robić każdego poranka.
Zaczynam dopuszczać do siebie fakt, że nie będzie twojego powrotu.
Dzisiaj nie mam pojęcia, co mógłbym ze sobą zrobić. Myślę, że chłopcy zrozumieli, że chcę pobyć sam. Nie musiałem denerwować się SMSami i telefonami, ani nikt nie zatrzymywał się przed naszymi drzwiami, by zobaczyć, czy wszystko ze mną okej. Byłem zadowolony z tego powodu, chociaż wiedziałem, że to wszystko działo się wyłącznie dlatego, że każdy opłakiwał cię samotnie.
Spędziłem cały dzień, siedząc na twoim ulubionym krześle, wpatrując się tępo w ekran telewizora, wypijając swój ból. Trzy może cztery piwa maksymalnie, a już leżałem na podłodze i znów płakałem. Ból rzeczywistości, tylko jego kawałek… przytłoczył mnie.
Dzień Trzydziesty Drugi: 
Poczułem dzisiaj nagły przypływ napięcia. Patrzyłem w strachu, jak krew spokojnie wypływa z mojej dłoni, kawałki szkła z sypialnianego lustra roztrzaskane u moich stóp. Nie wiem, co we mnie pękło, ale nie mogłem już dłużej znosić swojego odbicia. Więc je zniszczyłem. Zniszczyłem lepiej i mocniej niż cokolwiek kiedykolwiek w całym swoim życiu.
Ból z kawałków był przejściowy, a za chwilę poczułem falę ekstazy przepływającej przez moje ciało. Lubiłem to uczucie całkowitej kontroli nad własnym bólem. Zamiast poddawania się.
Byłem w trakcie sprzątania odłamków, kiedy wszedł Liam, mówiąc, że słyszał odgłos uderzenia. A potem nagle się zatrzymał, gapiąc na moją dłoń. Przeskakiwał wzrokiem z tej cholernej ręki na rozbite lustro i moją twarz. Myślę, że to wyglądało dosyć dziwnie, że cały czas się uśmiechałem. Natychmiast wywlekł mnie z pokoju, zmuszając, bym wsiadł do samochodu i odwiózł mnie do szpitala.
Dzień Trzydziesty Trzeci: 
Mam teraz na całej dłoni bandaż. Nie lubię go. Chcę być w stanie oglądać blizny, śledzić moimi palcami marszczenia, które zrobiłem na skórze. Dla mnie są piękne. Są wspaniałym symbolem mojej walki. Walki o odwrót od przeszłości. Chłopaki tego nie rozumieją.
Patrzyli na mnie non-stop, nie pozwalając mi na robienie czegokolwiek samemu albo na jakikolwiek samotny spacer. Zaczynam się dusić.
Dzień Trzydziesty Czwarty: 
Jestem głodny, ale nie mogę znieść myśli o jedzeniu. Chcą zmusić mnie do jedzenia, ale nie dają rady. Schudłem. Bardzo. Wszyscy to widzą, trudno to ukryć.
Zemdlałem dzisiaj w studio. Ludzie zaczynają się teraz trochę martwić. Przecież czuję się dobrze. Naprawdę JEST DOBRZE. Po prostu nie jestem głodny.
Dzień Trzydziesty Piąty: 
Chłopcy i menadżer nie pozwolili mi opuścić ich pola widzenia przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny. Musieli się upewnić, że zjem wszystko, co mam na talerzu. Boli mnie brzuch i nie wiem, jak dłużej będę znosił czystą torturę jedzenia. To smakuje tak słodko, chociaż mój brzuch burczy, bo chce więcej, a ja nie mogę znieść więcej niż kęsa.
Dzień Trzydziesty Szósty: 
Nie wolno mi teraz opuszczać swojego apartamentu, dopóki trochę nie przytyję. Menadżer nie chce, żeby prasa zauważyła jakiekolwiek oznaki tego, że straciłem na wadze i kreować plotki, o których wiemy, że są prawdziwe. Nie czuję się z tym dobrze. To po prostu robi się dosyć oczywiste.
Chłopcy ciągle przepraszają. Mówią, że powinni zwrócić więcej uwagi na mój stan w pierwszym miesiącu i że powinni być ze mną wtedy, kiedy ich potrzebowałem. Powiedziałem im, że to rozumiem, bo musieli z tego powodu bardzo cierpieć.
Nie potrzebuję czterech nianiek, ale wygląda na to, że się od nich nie uwolnię.
Dzień Trzydziesty Siódmy: 
Potrzeba, żeby ulżyć mojemu bólowi rośnie szybciej, niż kiedykolwiek. Mimowolny skurcz w mojej dłoni, pragnienie, by zgnieść w dłoni znowu coś szklanego, jest niemal stałe.
Poddanie się tej żądzy jest niestety niemożliwe, kiedy masz na sobie trzy pary ciągle obserwujących cię oczu. Chłopaki nie opuścili apartamentu od dwóch dni, a ja czuję się, jakby już nigdy mieli tego nie zrobić.
Dzień Trzydziesty Ósmy:
Chłopcy zmuszają mnie, żebym wrócił, z powrotem do terapii, odkąd dowiedzieli się, że opuszczałem sesje i ignorowałem telefony Sarah. Oni mówią, że to jest dla mnie najlepsze, i że potrzebuję pomocy.
I tak oto jestem, pisząc to w za ciasnym biurze, z Sarah wpatrującą się we mnie uważnie. Mogę czuć jej oczy wwiercające się we mnie i boję się spojrzeć w górę.
Beształa mnie przez pół godziny. Kiedy w końcu przystopowała, kazała mi przestać pisać, ponieważ odmawiałem zatrzymania się. Ona myśli, że pisanie tego szkodzi mojemu zdrowiu, ponieważ jeśli rozmawiam z tobą, kiedy cię tu nie ma, to nie ma żadnego celu w leczeniu. Ona tak mówi.
Ale nie chcę zostawiać cię z tyłu. Po prostu nie mogę robić tego. Kocham cię i zawsze będę.
Nikt tego nie zrozumie.
Dzień Trzydziesty Dziewiąty & Czterdziesty:
Sarah wzięła mój dziennik wczoraj wieczorem, więc nie mogłem spisać wydarzeń z dnia, zanim mi go zabrała. Wczoraj było całkiem spokojne. Spędziłem dzień z Zaynem i Niallem, podczas, gdy Liam poszedł odwiedzić Danielle. Trzech z nas bardzo dużo odpoczywało. Spędziliśmy cały dzień w ciszy.
Zasugerowali, żebyśmy poszli do parku. Poza byciem zmuszanym do chodzenia na terapię, nie uważam, że mogę już wychodzić z domu.
Dziś Niall znalazł mój dziennik. Kiedy zapytał co, to jest, ja po prostu wyrwałem mu go z rąk i wrzasnąłem na niego, żeby zostawił to w spokoju. Wiem, że powinienem być delikatniejszy... wszyscy wciąż jesteśmy w bardzo kruchym stanie. Powinienem wiedzieć, że posunąłem się za daleko, kiedy opuścił mieszkanie we łzach. Kilka minut później przybył Zayn. Tylko po to, aby nakrzyczeć na mnie za moje zachowanie.
Musisz dorosnąć i odejść od przeszłości, Lou. Wszyscy jesteśmy tym rozdarci, ale nie musisz pokazywać swojego bólu albo frustracji jak każdy inny! Potrzebujesz pomocy, Lou, i my próbujemy ci pomóc, ale ty nam nie pozwalasz” i z tym zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem, ponieważ pouczał mnie, jak mam przeżyć swoje życie.
Puszczę, gdy będę gotowy.
Dzień Czterdziesty Pierwszy:
Zayn znowu nie będzie ze mną rozmawiać. Zaczynam tracić zainteresowanie przyjaźnią z kimkolwiek. Ludzie lubią tylko zadawać nam ból, tak jak ja zadaję ból tobie.
Dzień Czterdziesty Drugi & Czterdziesty Trzeci:
Wczoraj rano obudziłem się z bólem głowy. Uważam, że poprzedniej nocy za dużo wypiłem. Nie pamiętam tego, co robiłem. Gdy wyszedłem ze swojego pokoju, znalazłem Liama cicho czytającego gazetę na kanapie. Kiedy usłyszał, że nie śpię, popatrzył w górę i łagodnie uśmiechnął się do mnie, klepiąc miejsce obok siebie oraz kiwając do mnie, abym przyszedł.
Nie ruszyłem się, a on tylko westchnął ciężko, zanim zaczął mówić.
- Jak się czujesz? - zapytał.
Nie wiem czy to był pijacki bełkot, czy po prostu zapomniałem. To, co powiedziałem, wciąż jest dla mnie takie nierealne. I żałuję tego, co powiedziałem później.
- Gdzie Harry?
Wtedy z oczu Liama zaczęły spływać łzy. Usiadł na naszej kanapie, wciąż płacząc. Chciałem zapytać się go, co było źle, kiedy nagle do mnie dotarło. Odszedłeś. Wiem, że powiedziałem to mnóstwo razy wcześniej, ale nigdy w to nie uwierzyłem. Do teraz.
Naprawdę odszedłeś.
Wtedy poczułem, że upadam na podłogę. Cała kontrola mojego ciała zanikła, jakbym stracił przytomność.
Teraz jestem tutaj, siedząc w łóżku szpitalnym z przewodami przywiązanymi do mnie. Pompującymi substancje chemiczne do mojego krwiobiegu, jakbym faktycznie ich potrzebował. To nie tak, że jestem chory, czy coś, a jednak każdy patrzy na mnie jakbym był i jakbym w każdej chwili mógł się rozbić.
Dzień Czterdziesty Czwarty:
Widziałem się dzisiaj z moją mamą. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Nie kontaktowałem się z nią od pogrzebu. Bardzo się o mnie martwiła. Obudził mnie jej płacz z jej ręką na jej ustach. Przeoczyła moje nędzne, wychudzone ciało.
Powiedziałem jej, żeby nie płakała, i że mam się dobrze. To tylko sprawiło, że zaczęła płakać jeszcze mocniej. Lekarze wypchnęli ją z pokoju, zanim mogła odpowiedzieć, stwierdzając, że muszę odpocząć.
Nie. Ja po prostu potrzebuję cię z powrotem tutaj, ze mną.
Dzień Czterdziesty Piąty:
Miałem dzisiaj sen, widziałem twoją twarz. Boże Harry, zaczynam zapominać, jak wyglądasz. Jasne, mogę patrzeć na zdjęcia, ale zdjęcia się nie ruszają, ani nie śmieją, ani nie mrugają. One są tylko uchwyconymi wspomnieniami. Moje wspomnienia zaczynają słabnąć. To mogą być tylko te substancje chemiczne wlewające się przez mój krwiobieg z różnych przewodów przymocowanych do mnie, ale one zaczynają blaknąć.
Nie mogę stracić pozostałych fragmentów, które mam z ciebie.
Gdy się obudziłem, znalazłem Zayna siedzącego obok mojego łóżka. Łzy spływające z jego policzków, kiedy mówił do mnie tak delikatnie. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że obudziłem się. Kontynuował mówienie. Nie mogłem go usłyszeć, ale to się nie liczyło.
Dzień Czterdziesty Szósty:
Staram się zatrzymać swój spokój, naprawdę się staram. Ten szpital doprowadza mnie do szaleństwa, mimo to, oni nie pozwalają mi wychodzić. Nalegam, że czuję się lepiej, ale oni tylko odpowiadają, że mam niedowagę przez zbyt dużą ilość stresu. Zamykanie od środka tego pokoju na klucz stresuje mnie; nigdy nie byłem tak zestresowany, jak jestem teraz.
Jestem tylko znudzony.
Proszę, zaśpiewasz mi?
Dzień Czterdziesty Siódmy:
Menadżer zasugerował, żebym wziął miesiąc urlopu i poświęcił ten czas rodzinie i leczeniu. Oni nie rozumieją, że te rany nigdy się nie wyleczą. To nie tak, że nie chcę zobaczyć swojej rodziny, tęsknię za nimi jak szalony.
Jeśli jednak odejdę, kto zajmie się naszym domem?
Po prostu nie mogę zostawiać naszego mieszkania Haz, nie mogę. Nie mogę pozwolić im dotykać go. Obawiam się, że jeżeli odejdę, oni usuną każdą twoją część. Kiedy, więc wrócę, nic z ciebie nie zostanie.
Dzień Czterdziesty Ósmy:
Po godzinie szlochania mojej mamy, mówiącej jak bardzo się za mną stęskniła i pragnie mieć mnie ze sobą w domu, niechętnie zgodziłem się na przerwę. Oni myślą, że to jest dla mnie najlepsze. Wyrwać się na chwilę.
To jest to, w czym się odnajduję. Pisząc ten wpis oraz siedząc obok pustej walizki. Może powinienem przynieść twoją ulubioną czapkę? Mogę zasypiać z tobą w moich ramionach - albo, przynajmniej z czymś, co przypomina mi o tobie.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że ją pożyczam.
Dzień Czterdziesty Dziewiąty:
Dworzec kolejowy jest zastawiony i hałas łoskocze mi w uszach. Ludzie naciskają na mnie, kiedy Paul przeprowadza mnie przez te tłumy. Przez cały czas stara się trzymać mnie z daleka od fanów. Dziękuję Paulowi za to, ponieważ nie chcę, by fani zobaczyli mnie w tym stanie.
Mam na sobie twoją starą wełnianą czapkę, wraz z twoimi starymi nieświeżymi potami, którą używałeś, gdy tańczyłeś walca wokół naszego mieszkania każdego poranka. Jestem taki drobny w tej dużej bluzie, która okrywa moją górną część ciała. Nie obchodzi mnie to, jak wyglądam.
Opuszczam mieszkanie - nasze mieszkanie. Nasze mieszkanie, gdzie mieliśmy tyle miłych wspomnień, które zaczynam zapominać z dnia na dzień, bez ciebie tutaj. Mogliśmy mieć ich więcej, zostałbyś dłużej.
I kiedy wchodzę do pociągu, macham moimi końcowymi pożegnaniami do miasta, które kochałem. Jedna łza spłynęła z mojego oka.
Dzień Pięćdziesiąty:
Po krótkiej podróży pociągiem do domu i rozpakowywaniu swoich rzeczy, w końcu rozsiadłem się w swojej starej dziecinnej sypialni. Moja mama nie spuszcza ze mnie wzroku. Zaczynam czuć się duszony, jak wtedy, kiedy byłem z chłopakami gromadzącymi się w mojej przestrzeni oddychania.
Kocham moją mamę, naprawdę, ale po prostu potrzebuję pobyć sam.
Dziewczyny cieszą się, że wróciłem. Dziś rano obudziły mnie przez układanie się na mnie i łaskotanie, abym wstał. To był pierwszy raz, kiedy się śmiałem.
To może być dla mnie dobre.
Dzień Pięćdziesiąty Pierwszy – Siedemdziesiąty:
Tak, wiem. To dużo dni, aby wycisnąć je w jednym małym wpisie... ale ja nie chcę cię zanudzać z każdym osobnym dniem, który spędziłem z moimi młodszymi siostrami, moją mamą i ojczymem.
Ponieważ naprawdę, każdy dzień spędzaliśmy w ten sam sposób.
Obudziłbym się przy Phoebe albo Daisy ciągnących za każdy kosmyk moich włosów, chichoczących przy mnie, abym się obudził i że śniadanie było gotowe. Uprzejmie, zawsze odmawiałem, powodując, że uciekały w rozczarowaniu. Sen pojmałby mnie tylko na chwilkę dłużej, zanim mama nie weszłaby do mojego pokoju z talerzem pełnym jedzenia w rękach. Usiadłaby na krawędzi mojego łóżka do czasu, gdy w końcu nie zjem ostatniego kawałka jedzenia z talerza. Cicho opuściłaby pokój z uśmiechem na twarzy. Zgaduję, że to dobry uśmiech, ale po każdym zjedzonym posiłku czułem się ospały i to tylko sprawiło, że chciałem spać więcej. Oczywiście, to nie było dozwolone. Przed godziną jedenastą zawsze zostawałem odciągany od wygodnego prześcieradła do parku, sklepu albo jakiegoś innego miejsca, do którego chciały pójść dziewczyny. Zagrałyby i paplałyby radośnie, ponieważ chodziłem poważnie wraz z nimi. Zastanawiając się, co zrobiłbym, gdybyś chodził przy mnie, trzymając mnie za rękę i zabierając mnie od mojego nieszczęścia. To nie tak, że nie lubię opiekować się dziewczynami, po prostu po chwili - i ty to wiesz - stają się one bardzo nieliczne.
Wiesz, moja rodzina także za tobą tęskni. Było jakoś bardzo niewiele rozmów o tobie. Mama nie chce rozmawiać o tobie więcej niż kilka minut. Myśli, że to tylko sprawia mi ból. Będąc szczerym, czuję, że ciężar wznosi się z moich ramion, ilekroć wymawiam twoje imię. Jednocześnie, to boli. Nie wiem jak to dokładnie wyjaśnić, ale tak właśnie jest.
Mark przyszedł do mnie któregoś dnia, pytając, jak się czuję. Powiedziałem mu, że dobrze, każdemu to mówię. On z jakiegoś powodu nie wydawał się mi uwierzyć. Posiedzieliśmy chwilę, rozmawiając o wszystkim i o niczym do czasu, gdy upewnił się, że znowu czuję się lepiej. I szczerze mówiąc, na chwilę zacząłem czuć się lepiej. Niestety, nic co dobre nie trwa wiecznie. Zwłaszcza kiedy masz gniazdo winy schowane w swoim sercu.
Dziewczyny zauważyły, że się zmieniłem i czuję się okropnie. Ranię każdego wokół siebie i nienawidzę tego. Gdy zauważyły mój cierpki nastrój, początkowo próbowały sprawić, żebym znów się uśmiechnął i zaśmiał, ale teraz właśnie powoli się oddalają. Nie są nawet pewne jak sobie ze mną poradzić. Nie winię ich... Nawet ja nie potrafię poradzić sobie sam ze sobą.
Przybrałem na wadze i w końcu jestem zdrowy, znowu. Wszyscy są szczęśliwi. Niestety wciąż czuję się pusty do środka. Przyrost wagi tylko zwiększył ciężar umieszczony na moich ramionach.
Nie wiem czy to mówi ci, jak te dni minęły, ale tak jak powiedziałem - były całkiem spokojne. Ból ustąpił na parę dni, tylko po to, by wrócić po raz kolejny.
Rzecz jasna to nie pomogło, aż tak bardzo, jak każdy myślał, że pomoże.
Dzień Siedemdziesiąty Pierwszy:
Jestem teraz w pociągu powrotnym do Londynu i jestem po prostu zdenerwowany. Bardziej zdenerwowany, niż kiedykolwiek byłem. Bardziej zdenerwowany niż przed naszym pierwszym występem, kiedy wyszeptałeś te zachęcające słowa do mojego ucha przed wejściem na scenę. Uśmiechnąłeś się wtedy do mnie uspokajająco, zanim zaczął się utwór. Czułem się, jakbym sięgnął nieba.
To smutne mówić, że już nigdy nie będę w stanie wystąpić z tobą, albo przytulić cię tak blisko w środku nocy, kiedy nie mogę spać, albo przyjść do ciebie, kiedy po prostu potrzebuję uścisku. Boję się powrotu do mieszkania.
Co, jeśli oni je zmienili?
-
Jestem już w domu, siedzę właśnie w twoim pokoju. Jest dokładnie taki sam, jaki był wcześniej. Nawet nie umiem wytłumaczyć, jak bardzo mi ulżyło.
Po prostu cieszę się, że nie będę musiał spać bez ciebie.
Dzień Siedemdziesiąty Drugi: 
Chłopaki dziś przyszli. To był pierwszy raz, od kiedy zobaczyłem ich w zasadzie od miesiąca. Oni musieli oczekiwać więcej – może mojej weselszej wersji, takiego Lou, jakim byłem wcześniej. Więc, uwaga chłopaki, nigdy więcej nie będę tamtym Louisem. To już dla mnie pewne.
Zabrałeś ze sobą kawałek mnie, Harry. Jestem tylko częścią kogoś, kim byłem wcześniej. Teraz jestem złamany, rozdarty od środka.
Niall i Liam przytulili mnie mocno na chwilę, płacząc przy tym ze szczęścia i ulgi na widok tego, że udało mi się przytyć. Twierdzili, że cieszą się na mój powrót, ale nie jestem pewien, czy to prawda. Nie jestem tym Louisem, którego znali i kochali, jestem nieznajomym. Jak dla Zayna – on po prostu odwrócił się, czekając, aż tamta dwójka skończy mnie witać, ale potem tak samo mnie objął. Wydaje mi się, że on płakał najmocniej.
Dzień Siedemdziesiąty Trzeci: 
Tamtego ranka wyszedłem na chwilę z apartamentu, wyłącznie w slipach i szlafroku. Słońce zgryźliwie świeciło mi prosto w oczy, aż zmarszczyłem brwi w niesmaku. Wszystko, czego potrzebowałem, to trochę mleka do płatków, ale oczywiście nic nigdy nie idzie po mojej myśli.
Na mój widok jakieś cztery czy pięć dziewczyn zaczęło piszczeć, natychmiast zbliżając się do mnie. Naprawdę nie byłem w nastroju, ale dałem się porwać w show. Wiesz, jak to się ma. Zaczęły z podekscytowaniem trajkotać o rzeczach, które naprawdę nic mnie nie obchodziły, a ja byłem zmuszony uśmiechać się od ucha do ucha cały ten czas.
Nagle ucichły, przyglądając się mi lepiej, i jedna z nich powoli zbliżyła się do mnie, by lekko mnie przytulić. Chociaż to miał być prawdopodobnie tylko pretekst do dotknięcia mnie, spodobał mi się ten gest. Nie miałem zamiaru, ale zacząłem płakać w jej ramię. A ona jedyna po prostu została w tej pozie, trzymając mnie, dopóki mój płacz nie zamienił się w pojedyncze pociąganie nosem i cofnęła się, by wytrzeć mi łzy.
„Wiesz? Wszyscy go kochaliśmy. Kochaliście się i to było oczywiste. On bardzo cię kochał, Lou, proszę, nie zapominaj o tym. Nigdy o tym nie zapomnij.” Wyszeptała i uścisnęła mnie ostatni raz, zanim odeszła za koleżankami.
Nawet nie zapytała o autograf czy zdjęcie. I wtedy zrozumiałem: prawdziwi fani się troszczą. To już nie jest tylko fakt, że jesteśmy sławni czy „słodcy”.
Dużo dzisiaj zrozumiałem.
Ale jedną wielką rzeczą, którą w szczególności muszę się z tobą podzielić, to fakt, że nie mogę żyć bez ciebie.
Dzień Siedemdziesiąty Czwarty: 
Próbowałem walczyć z bodźcem, ale on wołał mnie już dłuższą chwilę. Zbiłem dzisiaj kolejne lustro, moją zdrową ręką, oczywiście. Widok bordowej cieczy sączącej się z nowych pęknięć na mojej skórze fascynował mnie i pozwoliłem sobie na siedzenie i suche krwawienie, dopóki nie poczułem się słabo.
Nie było bólu, było tylko powolne odpływanie w spokoju, rozmywające mnie doszczętnie. Dopóki sam sobie nie pozwoliłem odlecieć w nieświadomość.
Dzień Siedemdziesiąty Piąty: 
Właśnie zauważyłem, że to już dwa miesiące bez ciebie, co sprawia to jeszcze bardziej realnym. Jestem niczym, teraz jedynie pustą powłoką. Żyję bez celu i nie zostało mi już nic, co mógłbym dać od siebie dla tego świata.
Ból nigdy się nie kończy.
Dzień Siedemdziesiąty Szósty: 
Dziś znowu wyciągnąłem na wierzch twój list. Był schowany na dno szuflady w mojej szafce nocnej. W mojej rozpaczliwej próbie ukrycia go przed samym sobą. Musiałem po prostu zobaczyć twoje pismo i przeczytać słowa wydrukowane na stronie, które znam sercem, słowa, które mogłem bez trudu wyrecytować przez sen.
Czuję się teraz bardziej winny niż kiedykolwiek. Uczucie winy znowu zaczyna przenikać przez moją duszę. Ono nigdy nie odchodzi, ale ponowne odczytywanie twojego listu rani mnie na sposoby, których sobie nawet nie wyobrażałem, że istnieją. Aż do teraz.
Eleanor dawno odeszła – nie ma jej na zdjęciu. Nie oddzwoniłem do niej ani razu, od kiedy zakończyłem to, co kiedyś nas łączyło. Nie mogę uwierzyć, że musiałeś odejść, bym zauważył, że nie była tym, czego naprawdę chciałem. Mogłeś mi po prostu powiedzieć. Zostawiłbym ją, nieważne kiedy i nieważne gdzie.
Powinienem był ci powiedzieć. Zgaduję, że nie byłem świadomy uczuć, które mam teraz. Jedyne, co mogę zrobić, to winić siebie. To moja wina i tylko moja.
Dzień Siedemdziesiąty Siódmy: 
Pobiegłem dziś do Anne. Nie miałem pojęcia, co robiła w Londynie i nawet nie zapytałem. Kiedy tylko mnie zobaczyła, natychmiast wpadła w moje ramiona, wypłakując cały ból ze swojego małego biednego serduszka w moją klatkę piersiową.
„Boli bardziej za każdym razem, kiedy widzę”, wyszeptała do mojego ucha i odepchnęła mnie, zanim nawet zdążyłem odpowiedzieć. Stałem oniemiały w tym morzu ludzi na środku ulicy, z otwartymi ze zdziwienia ustami, gapiąc się w znikającą powoli postać twojej matki.
Przypuszczam, że mówiła o twoim grobie.
Dzień Siedemdziesiąty Ósmy: 
Nie odwiedziłem wczoraj twojego grobu, bo byłem po prostu zbyt przestraszony. Nagle zauważyłem, że nie odwiedziłem cię ani razu od dnia pogrzebu. Wina zjada mnie teraz jeszcze bardziej niż wcześniej.
Czuję się okropnie. Czuję się absolutnie, całkowicie okropnie. Byłem takim egoistą. ZAWSZE byłem tak bardzo egoistyczny. Zawsze myślałem o sobie, zamiast o tobie.
Więc teraz jestem tu, siedzę naprzeciwko twojego grobu cały we łzach. Kwiaty są świeże i jest ich mnóstwo, Haz. Ludzie cię kochają. Przyniosłem jedną różę; jestem pełen nadziei, że to wystarczy. Nie chciałem zabierać zbyt wiele miejsca, ale widok tych wszystkich gatunków kwiatów sprawia, że mój wygląda dosyć patetycznie.
W każdym razie dałem ci ją. Położyłem ją na przedzie. Planuję tutaj chwilkę posiedzieć, więc mam ze sobą parę koców i butelkę wina. Czerwonego. To zawsze było twoje ulubione, prawda, Harry?
Dzień Siedemdziesiąty Ósmy: 
Obudziłem się nadal naprzeciw twojego grobu. Jedynie po to, by zauważyć, że upiłem się ostatniej nocy i wywróciłem na trawę.
Musisz się mnie okropnie wstydzić.
Dzień Siedemdziesiąty Dziewiąty: 
Myślę, że odwiedzanie twojego grobu staje się teraz rutyną. Obiecuję codziennie przynosić różę, więc mogę się chociaż równać z tymi wszystkimi cudownymi kwiatami otaczającymi cię. Są nawet stokrotki i lilie. Zawsze lubiłeś lilie.
Usiadłem i zaśpiewałem. Mam nadzieję, że gdziekolwiek jesteś, słyszałeś mnie. Wiem, jak bardzo kochasz tę piosenkę. Ona powoduje powódź wspomnień. Pamiętam ten dzień, kiedy w domach jurorskich wyśpiewałeś swoje serce, by im zaimponować. Nigdy nie zapomnę twojego głosu w tej piosence, w jakiejkolwiek piosence.
Ale zaśpiewałem ją z innego powodu, Harry.
Jestem rozdarty. Naprawdę jestem. Nie wiem, co mam robić… ja tylko chcę, żebyś coś mi zesłał. Cokolwiek. Potrzebuję znaku, który powie mi, czy idę we właściwym kierunku.
Dzień Osiemdziesiąty & Osiemdziesiąty Pierwszy: 
Przepraszam, że nie byłem u ciebie wczoraj. Niall, Liam i Zayn wydawali się mieć inne plany i zaciągnęli mnie na plażę.
Nie było jeszcze wystarczająco ciepło, ale oni zdawali się myśleć, że to dobry czas, nie zważając na pogodę. Prawdę mówiąc, nienawidziłem tego, kiedy oni biegali po piasku, kopiąc piłkę, ja siedziałem na trawie, oglądając fale przewracające się na wybrzeżu i rozbijające przed skałami.
Byłem taki cichy i spokojny. Prawie zatraciłem się w tej scenie, kiedy nagle usłyszałem głos. Dla ścisłości – twój głos. Mogłem czuć za sobą twoją obecność jakby ręka owinięta dookoła mojego ramienia. Kiedy się obejrzałem, uśmiechałeś się do mnie szeroko. Uśmiechem, który zawsze wprawiał mnie w zakłopotanie.
- Kocham tę plażę, Lou, prawda?
A potem byłem tak zaczarowany, że nie byłem w stanie odpowiedzieć. Łzy pokonały moją zdolność mówienia czy też możliwość ruchu. Chłopcy natychmiast to zauważyli i pośpieszyli w moją stronę, odciągając mnie, chociaż krzyczałem twoje imię. Błagałem cię, byś wrócił.
Dziś jestem ograniczony do spędzenia całego dnia z Zaynem, który łagodnie rozłożył nade mną skrzydła tej nocy. Nie byłem zadowolony, ale po paru błaganiach i naleganiach, gdy Zayn stwierdził, że to jedynie dla mojego dobra, uległem.
Nic nie robiliśmy. Po prostu siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim. Nawet nie pozwoliłby mi mówić cokolwiek o tobie, a to bolało. I nadal bardzo mi przykro, że nie mogłem przyjść.
Dzień Osiemdziesiąty Drugi: 
Przysiągłbym, że słyszałem twój śpiew wczoraj. W trakcie mojego prysznica, byłem w stanie usłyszeć słaby szum twojego głosu śpiewającego do melodii płynącej z głośników. Głos był taki piękny i uwodzicielski, przyłapałem się na powolnym zatapianiu w dźwięku. Wiedziałem, że to ty, po sekundzie, gdy cię usłyszałem.
Brzmisz tak pięknie, Harry. Jak anioł.
Dziś nareszcie odwiedziłem twój grób. Tym razem z trzema różami, za dwa dni, które opuściłem. Kiedy zaśpiewałem, usłyszałem odbijający się echem refren z twojego głosu harmonizującego w melodii z moim własnym. Zaśpiewałem „Moments” tylko dla ciebie, bo wiem, jak bardzo lubiłeś tę piosenkę. Pamiętam raz, jak rozpłakałeś się podczas występu z tym kawałkiem, a potem ja sam musiałem wycierać łzy, kiedy kontynuowałeś.
Dzień Osiemdziesiąty Trzeci: 
Chłopcy myślą, że polepsza mi się. Myślą, że ruszam naprzód. Prawdą jest, iż nie mają pojęcia, że słyszę twój głos śpiewający mi do snu każdego wieczora.
Dzień Osiemdziesiąty Czwarty: 
Widziałem cię ostatnio w moim śnie. Byłeś na scenie, co nie było niespodzianką, bo zawsze mi mówiłeś, że to miejsce, które kochasz najmocniej. Spojrzałeś wtedy na mnie z uśmiechem i podszedłeś do mnie jeszcze bliżej.
Kiedy wziąłeś mnie za ręce, poczułem się, jakby wszystko działo się naprawdę… i nigdy nie chciałem się obudzić. Nie chciałem końca tej chwili. Twoje usta zahaczyły o moje ucho i natychmiast poczułem dreszcze biegnące po linii mojego kręgosłupa.
- Pójdź ze mną - wyszeptałeś, by tylko na chwilę odciągnąć czas, zanim twoje usta rozbiły się na moich.
To był najlepszy pocałunek kiedykolwiek. Choć nie był prawdziwy.
Więc kiedy obudziłem się i zobaczyłem, że nie ma cię obok, zacząłem płakać jak dziecko.
Dzień Osiemdziesiąty Piąty: 
Byłem dzisiaj u Eleanor. Radzi sobie dobrze, co mnie nie dziwi. Zawsze była trochę samolubna w jakiś sposób i nie mogłem się nadziwić, dlaczego tak dużo czasu zajęło mi zauważenie tego. Zapytała mnie, co u mnie. Wątpię, żeby martwiła się mniej. A potem zaczęła mówić o tobie.
Nie mogłem znieść twojego imienia w jej ustach, więc wyszedłem bez słowa.
Dzień Osiemdziesiąty Szósty - Osiemdziesiąty Ósmy: 
Przespałem te trzy dni. Niewiele mogę o nich napisać. Jedynie, że było przyjemnie znów cię zobaczyć, więc było mi bardzo ciężko się obudzić. I dlatego wolałem spać dalej.
Ja tylko chciałem widzieć cię. Słyszeć cię.
Dzień Osiemdziesiąty Dziewiąty: 
Liam dziś do mnie zadzwonił z pytaniem, czy nie chciałbym czasem zamówić czegoś do jedzenia. Mój brzuch zaburczał w odpowiedzi, więc się zgodziłem. Myślę, że to było tylko wezwanie do zaprzestania tortur ze snami, jakie mnie nachodziły…
Na drodze do restauracji minęliśmy cmentarz i zapytałem kierowcę, czy mógłby szybko zjechać na pobocze. Liam rzucił mi pytające spojrzenie, zanim ruszył za mną w pośpiechu przez cmentarz. Nigdy wcześniej nie byłem przy twoim grobie w czyimś towarzystwie, dlatego po prostu nie byłem w stanie zrobić tego, co zwykle.
Przepraszam.
Ale zdołałem zaśpiewać dla ciebie, razem z Liamem. Nasze głosy odbijały się echem po całym cmentarzu, skakały z nagrobka na nagrobek, wylatując w powietrze, w kolejny lot dookoła. Mam nadzieję, że podobał ci się nasz utwór. Zatęskniłem za śpiewaniem dla ciebie wyłącznie solo, dlatego będę raczej trzymał się odwiedzania cię samotnie.
Tak na marginesie – jedzenie w restauracji było dosyć smaczne. Nareszcie mój apetyt wraca. Nie, żeby to cokolwiek znaczyło.
Dzień Dziewięćdziesiąty: 
Dziś odwiedziłem mamę, zaraz po tym, jak byłem u ciebie, oczywiście. Spędziłem cały dzień, krążąc bez celu po domu, grając z dziewczynkami i nadrabiając zaległości z mamą i Markiem.
Fajnie było znowu być z rodziną, ale bolało, że musiałem zaraz znów ich opuścić.
Kiedy cmoknąłem mamę w policzek, wyrażając tym swoje pożegnanie, przytrzymała mnie na chwilę. Nie chciała, bym odchodził, i wyraziła to wystarczająco jasno, błagając mnie, bym został na noc, na co się oczywiście zgodziłem.
Przyznaję, że mógłbym chociaż mieć możliwość, by spędzić z nimi więcej czasu, zanim odejdę.
Dzień Dziewięćdziesiąty Pierwszy: 
Dzisiejszy dzień spędziłem w parku, siedząc na ławkach i czytając mój dziennik, kiedy dziewczynki bawiły się na placu.
Napisałem mnóstwo, Harry, ale to nadal za mało. Zawsze będzie za mało.
Po zabraniu siostrzyczek na lody i spędzeniu kilku godzin na zewnątrz z mamą przy ognisku, pożegnałem się ostatecznie.
Przytrzymałem ich w swoich ramionach tak mocno, jak mogłem. Przysięgam, że nie mogli oddychać. Uścisnąłem ich wszystkich z całą siłą, jaką w sobie miałem, pozwalając im poznać całą moją miłość. Pocałowałem mamę w policzek, mówiąc jej, jak bardzo ją kocham, tak samo dziewczynkom. Nawet uścisnąłem Marka. Kiedy powiedział, żebym wkrótce znowu przyjechał, czułem, jakby łzy same zaczynały spływać, zwyczajnie wyznaczając drogę do auta.
Dzień Dziewięćdziesiąty Drugi: 
Pogodziłem się dziś z Eleanor. Wiem, jak bardzo jej nie lubiłeś, wiem także, że jest częściowo powodem, dla którego odszedłeś, ale ja po prostu nie mogłem odejść bez wiedzy, że wszystkie mosty, które kiedyś spaliłem, nie zostaną odbudowane na nowo.
Dzień Dziewięćdziesiąty Trzeci: 
Spędziłem cały dzień w studio z chłopakami, wyśpiewując całym sercem w mikrofon nowe piosenki na album. Czułem się trochę źle, bo kiedy odejdę, będą musieli nagrywać wszystko od nowa.
Odwiedziłem twój grób z dwoma różami u podnóża nagrobka.
Dzień Dziewięćdziesiąty Czwarty: 
Niall, Zayn i Liam nalegali, żeby dzisiaj pozwiedzać. To szalone, ale przez cały ten czas, który mieszkam w Londynie, nigdy nie zobaczyłem nawet połowy atrakcji usytuowanych w mieście.
Więc dzisiejszy dzień znowu spędziłem z chłopcami, skacząc od jednej atrakcji do drugiej. Robiąc szalone zdjęcia przed zabytkami, oczywiście głównie z fanami, którzy nas dostrzegali.
Nie przejmowałem się wtedy niczym, bo te ostatnie dni muszą być spędzone dobrze.
Dzień Dziewięćdziesiąty Piąty: 
Gdzie jesteś? Nie byłeś w moich snach ostatnio. Nawet nie śpiewałeś ze mną na cmentarzu.
Zaczynam czuć się samotny. Znowu.
Dzień Dziewięćdziesiąty Szósty: 
Zatrzymałem się przy sklepie w drodze powrotnej ze studia, uprzednio upewniając się, że żaden z chłopców mnie nie śledził. Wybrałem największe opakowanie tabletek i oczywiście je kupiłem, bez niczego poza szybkim spojrzeniem kasjerki.
Podążam twoją drogą, Harry. Tyle ci zawdzięczam.
Dzień Dziewięćdziesiąty Siódmy: 
Impuls, aby wziąć tabletki jest, ale nie będę opuszczał jednego z moich ostatnich dni. Dziś zadzwoniłem do każdego mojego znajomego i powiedziałem im po prostu, jak mocno ich kocham. Większość zapytała, o co chodzi, ale zapewniłem ich, że to wyłącznie dlatego, że poczułem się wyjątkowo rozkosznie. I oczywiście mi uwierzyli.
Dziś przyszli Niall, Zayn i Liam. Usiedliśmy dookoła laptopa i oglądaliśmy występy z X Factor i nagrane występy każdego z nas. Śmieliśmy się przez łzy. Spojrzałem na tę trójkę i zacząłem zapewniać ich, jak bardzo kocham każdego z nich.
Nie chcę ich stracić, naprawdę nie chcę. I wiem, zdaję sobie sprawę, jak ciężko im będzie, kiedy odejdę.
Ale jestem gotowy. Nie mogę dłużej znieść życia tutaj bez ciebie.
Dzień Dziewięćdziesiąty Ósmy: 
Zalogowałem się na Twittera pierwszy raz od wieków, jedynie, by zobaczyć moje Interakcje zaspamowane przez fanów dostających szału na Timeline. Wszyscy się o mnie martwili, dlatego było ciężko przeczytać wszystkie płynące z głębi serca wiadomości, jakie mi zostawiali ze świadomością, że jutro odchodzę.
„Przepraszam, że nie było mnie na Twitterze, kochani… Ale kocham Was! Nigdy o tym nie zapomnijcie! Xx”
Prawie natychmiast mój Twitter utonął w wyrażających ulgę wiadomościach i odpowiedziach na mój post, pytaniach, gdzie ja do diabła byłem. Ja je zwyczajnie zignorowałem i zamiast odpowiedzieć, zamknąłem laptopa, pozwalając samemu sobie na ostateczny, finałowy, dobry sen.
Dzień Dziewięćdziesiąty Dziewiąty:
Ostatnio odwiedziłem twój grób. Zostawiłem trochę więcej róż w przeprosinach za moją nieobecność przez ostatnie kilka dni, ale to nie ma znaczenia w ciągu kilku godzin. Zaśpiewałem ci ostatnią piosenkę, twoją - cały czas - ulubioną piosenkę. W końcu mogłem usłyszeć, jak śpiewasz wraz ze mną. Twój głos zabrzmiał teraz bliżej i wiedziałem, że to jest ten czas.
Zamierzam wziąć całą butelkę tabletek i zamknąć się na klucz w twojej sypialni. Zamierzam ubrać się w twoje ubrania, więc mogę wdychać twój wyczerpujący się zapach, ponieważ biorę ostatnie oddechy.
Dziewięćdziesiąt-dziewięć dni bez ciebie były jak wieczność, to niemożliwe zostać tutaj dłużej.
Teraz mam twój dziennik i list w moich drżących rękach i jestem kurwa zdenerwowany Harry. Mam nadzieję, że to wiesz. Opuszczam to wraz z tobą, więc będzie można je znaleźć łatwiej, kiedy odejdę. Były twoje na początku.
Mojemu sercu jest dany upust do tego dziennika i moje serce jest twoje.
Niedługo cię zobaczę, kocham cię.
- Lou xx
Niektórzy mówią, że miłość jest najsilniejszym uczuciem, jakie osoba może czuć. To wyprzedza każde włókno w tobie, tkając przejście przez twoją duszę i zabijając cię od środka. To pogarsza twój zdrowy rozsądek, powodując, że potrafisz zrobić głupie rzeczy w imię miłości.
Właśnie to teoretyzowali.
Gdy znaleźli zimne, nieruchome ciało Louisa pokryte kołdrą Harry'ego, ubrane w stare ubrania Harry'ego, było to wtedy jedynym wyjaśnieniem.
To wszystko było w imię miłości.
Gdy sanitariusze przybyli, było już za późno. Odszedł. Niall, Liam, i Zayn stracili kolejnego przyjaciela. Stanęli tam, płacząc po stracie jednego z najlepszych przyjaciół.
Louis spojrzał na nich w dół. Smutny uśmiech rozciągnął się na jego ustach, ponieważ był świadkiem, jak jego ciało jest ściągane z łóżka i wynoszone na zewnątrz, z dala od mieszkania. Popatrzył, jak chłopcy upadają, płacząc. Nie mógł pomóc, ale chciał skontaktować się z nimi i ich pocieszyć. Wiedział, że to jest niemożliwe.
Zaczęli obwiniać siebie nawzajem, mówiąc, że nie byli przy nim wystarczająco długo, co doprowadziło Louisa do frustracji.
Był teraz nareszcie szczęśliwy i chciał, żeby oni cieszyli się wraz z nim.
Louis poczuł dłoń na swoim ramieniu i odwrócił się twarzą do pary zielonych oczu, mrugających, ruszających się, wszystko. Uśmiechnął się do chłopaka przed sobą, który stał z szerokim uśmiechem w odpowiedzi. Łzy wypełniały oczy obojga, jako że znów spojrzeli na swoich najlepszych przyjaciół, których zranili tak bardzo w swojej walce o miłość.
- Jesteś gotów? - zapytał Harry, zwracając uwagę Louisa z powrotem na siebie. Louis tylko przytaknął, a Harry zamknął jego dłoń w swojej, prowadząc go głęboko i daleko w jego nowe życie.
- Kocham cię – wyszeptał Louis, pochylając się, by musnąć wargami usta Harry'ego.
- Ja ciebie też.
Więc para odeszła w światło, trzymając się za ręce i śpiewając delikatnie wspólnie z aniołami wołającymi ich imiona i śpiewającymi perfekcyjną kołysankę. Louis odwrócił się, by spojrzeć na Harry'ego, chłopaka, którego kochał tak bardzo, że przeżył tyle cierpienia w poprzednim życiu.
Teraz mają nowe życie. Nowe życie, które mogą spędzić razem, śpiewając z aniołami